312

Moje przygotowania do maratonu zacząłem już w roku 2016, celem był Orlen Maraton i wynik lepszy od debiutu  BryBrysia, czyli coś około 3:37:00. Niestety z powodów zdrowotnych i lenistwa Orlen Warsaw  Marathon uznaję za porażkę z wynikiem 3:44:41. Zero radości na mecie, zero oblewania, klęska. zapominamy o tym. Jedyna satysfakcja to radość z pokonania Królewskiego dystansu.

Zaraz po Orlenie narodziła się myśl „zrobię to jeszcze w tym roku”.  Pomysł już mam, wykonać plan treningowy na 99% i pobiegnę w Wilnie całą ekipą. Zrządzenie losu chciało, że wygrałem jakiś śmieszny konkurs, zorganizowany przez Fundacje Maraton Warszawski i plany się zmieniły, gdyż nagrodą był udział w biegu. Za darmo, wiadomo trzeba skorzystać .

Treningi szły pięknie, mimo że tempa troszkę wyższe, niż w przygotowaniach do OMW na półmetku miałem zrobione jakieś 80% roboty. Coraz bliżej Maratonu Warszawskiego i wszystko gra, chudnę, nie jeżdżę na zawody tylko czekam. W końcu czuję, że to ten czas- Półmaraton Kusocińskiego w Błoniach życiówka 1:36:42. Potem start w Nowym Dworze Mazowieckim i kolejna życiówka  na 5km 20:22. Następnie wypad z Marcinem do Sierpca na 10km, kolejny rekord 43:00. Wszystkie znaki związane z wagą i formą wskazywały na to że maraton musi być lepszy, jedyne co mnie martwiło to fakt, że uciekło mi kilka długich wybiegań i tylko to w głowie siedziało, ale już za późno, bo maraton tuż tuż.

No to do meritum. Jest 24.09 budzik dzwoni o 5:30 wstaje. Wszystko już gotowe, przygotowane, piję kawę, jem kanapkę z miodem, która przygotowała mi Sylwia . Spoglądam w okno, jest Daniel jak nigdy się nie spóźnił, za chwile pojawia się Jacek. Pakujemy się do auta, jest spoko zero stresu. Pogoda niby ok, lecimy po Marcina i na podbój Warszawy. Dolatujemy, szukamy parkingu, worek pakietowy na plecy i lecimy na start. Deszcz w Warszawie pada nieubłaganie, entuzjazm mi spada, ale co myślę sobie,, to jest ten dzień,  jestem na to gotowy”. W przebieralni ciasno i pachnie Bengalem, czego nie nawidzę. Z pomocą żony przebieram się na dworze. Chłopaki radośni, ja troszkę w stresie, którego miało nie być. Przed rozgrzewka spotykamy Nowożeńców  Ewelinę i Pawła. Gadamy chwilę ostatnie spojrzenia, Lisie piony i znikam w tłumie biegaczy.

Odliczanie, start i biegnę, nie mam parcia na żaden czas. Mam w głowie tempo ok 5:00-5:10, łapię się Zająca na 3:35:00 i po kilku km uciekam im, bo widzę że chłopakom coś nie idzie – 1km 5:20, drugi 5:35, 3km 4:40. Pytam, co jest panowie, czemu tak szarpiecie, Oni mi na to, że coś im się odcinki nie zgadzają. Na 5km okazuje się, że jednak biegną sporo za szybko i zwalniają, ja lecę dalej. Trzymam tempo około 5:00, odcinam się od rzeczywistości. Deszcz leje, stopy pieką już na 15km, myślę sobie będzie ciekawie. Biegnę cały czas spokojnie i monitoruje tempo, dolatuję do 20 km w głowie spokojnie i oszukiwanie siebie „zrobiłeś rozgrzewkę, teraz lecisz Półmaratonu”. 25km super cały czas, noga idzie jest moc. Zero pozowania do zdjęć,  nie ma kibiców, ani innych zawodników, jestem ja i maraton. 28km słyszę z daleka jakieś okrzyki „Artur, Artur, Arturek dawaj…”-  krzyczy ekipa Lidera i ludzie dookoła. Nawiasem mówiąc, nie wiem co chłopaki tam wyprawiali skoro 50-70 osób skanduje moje imię. Mam wsparcie, jest dobrze z chłopakami, dam rade lecimy w czterech. Od tej pory Ja Jacek Marcin i Daniel. Kilka słów do nich „trzymajcie 5:06 i będzie ok”. Nie walczymy z podbiegami zwalniamy, lekko i tak ruszył pociąg Lidera. Biegniemy,  Panowie rozbawieni ja odcięty od rzeczywistości. Jaco zerka na mnie co jakiś czas, chyba myśli, że ze mną kiepsko, bo jestem jak by nie obecny, ale taki był plan – wyłączyć się całkowicie na bodźce. Jest 31kilometr, spiker mówi że jestem około 1600 zawodnikiem. Powoli zaczyna się walka z moimi biednymi, mokrymi stopami, które pieką jak cholera. Banano i Brybry lecą przodem robiąc mi miejsce, a przy okazji nie złe show, Daniel cały czas obok mnie. Kilometr 35 pierwsze oznaki zmęczenia, tempo lekko spada, pije dużo wody i jem banany, które dostaję bezpośrednio do ręki od moich Lisich Kompanów. Jest coraz ciężej, Daniel biegnie ze mną cały czas, ramię w ramię, pytając czego mi trzeba. Kilometr 37, moja  zmora z poprzedniego maratonu wchodzi, o kolejnych 2-3 wiele nie powiem, wiem że zwalniałem truchtałem, sporo jadłem i piłem. Nie wiem, w którym miejscu pytam  Jacka, czy ma dla mnie piwo w samochodzie… nie wiem skąd takie myśli na około 40 kilometrze. Powoli czuje metę… słyszę od kolegów „jeszcze jeden podbieg,  Artur biegniesz na super czas”,  ale mój organizm już nie ogarnia, chce wody cały czas, stopy pieką niemiłosiernie.  Ostatnie metry, widzę oznaczenie 1000m do mety, nie wiem co się ze mną dzieje. Biegnę, myślę o słowach Sarenki „wydłużaj krok jak nie masz siły, nadrabiaj techniką”. Banano z boku krzyczy „Arturo dobrze jest lecimy 4:40, jedziesz cały czas”. Pędzę, nie wiem skąd  ta siła. Do mety 400m, nie widzę Daniela, gdzieś zniknął. Nagle pojawia się ze Sztandarem Lidera,  Jacek z Marcinem rozkładają go nade mną ostatnie 300m biegnę pod żółto-czarnym baldachimem. Na ostatnich 50m chwytam flagę we własne dłonie i biegnę już sam, mijam linię mety ze łzami w oczach, radości i bólu. Nie wiem skąd mam siłę, ale śpiewam „LIDER, LIDER WINNICA, LIDER, LIDER WINNICA”.

Przyjmuje gratulację od kolegów, kilka zdjęć, medal na szyje, buziak od Żony. Jest super, czuje się zwycięzca, zrobiłem to.  Gość który jarał paczkę fajek dziennie, ważył 93 kg kilka miesięcy temu przebiegł Maraton Warszawski  w czasie3:35:51 i ukończył go na 1112 miejscu, bo walczył do końca i Ty pamiętaj walcz bo DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ.

Na koniec chciał bym podziękować moim kolegom z Klubu: Marcinowi, Jackowi Danielowi za wspólny maraton i przygotowania do niego. Ludziom, którzy mokli i kibicowali, czyli Paszy i Ewelinie, Żonie, która jest zawsze ze mną i wspiera mnie w tym co robię. Wszystkim ludziom z LUKS Lider w Winnicy, że daliście mi szansę ponownego powrotu do sportu po kilku latach nieobecności.

Lisia Piona dla wszystkich .

oficjalne wyniki maratonu ->kliknij aby obejrzeć

galeria FB Lidera Winnica -> kliknij aby obejrzeć

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *