Rekordowy Maraton Lidera Winnica – 47. Nationale-Nederlanden Maraton Warszawski 28.09.2025 r.

368

         Jak co roku, reprezentacja naszej lisiej ekipy stanęła na starcie 47 Maratonu Warszawskiego. Nasi zawodnicy od miesięcy przygotowywali się mentalnie i fizycznie do pokonania królewskiego dystansu w rekordowym dla siebie czasie. Setki wybieganych kilometrów, godziny spędzone na treningach uzupełniających oraz liczne scenariusze w głowie jak wykonać plan towarzyszyły im przez cały proces.

         28 września br. sześcioro już zaprawionych w biegach długodystansowych klubowiczów Lider Winnica: Jacek Bryśkiewicz, Mariusz Kucharczyk, Paweł Wiśniewski, Sebastian Sieńkowski, Agnieszka Gozdan oraz nasz niezawodny prezes – Marcin Kozłowski pełniący tym razem rolę supportu, o świcie ruszyło podbić stolicę. Pogoda zapowiadała się idealna, a zawodników nie opuszczał optymizm. Ostatnie dyskusje podczas podróży na temat strategii, odżywiania, tempa, nawadniania, ostatnie szlify w głowie i chwila skupienia.

         Punktualnie 8:40 zaczęła się rozgrzewka dla ponad 9500 biegaczy, która obudziła ducha walki, rozruszała mięśnia i podniosła temperaturę emocji. Tuż przed 9:00, po przybiciu sobie piątki i życzeniach powodzenia, każdy zawodnik z uśmiechem, lekkim stresem, ale w pełnej gotowości zajął swoje strefy czasowe. Wybiła 9:00, start.

Pierwsza ruszyła „elita”, która zaczęła wyścig o podium open oraz o tytuł Mistrza Polski w maratonie. Za nimi kolejne „gazele” i powoli, z zachowaniem ostrożności, linię startu przekraczali kolejni bohaterowie dnia, mniejsi, więksi, starzy, młodzi, debiutanci i „starzy wyjadacze”. Trasa w tym roku była bardzo urozmaicona i ciekawa. Po drodze można było minąć najszybszych biegaczy i już zobaczyć potencjalnych zwycięzców. Początek praktycznie cały czas był płaski lub z górki. Peacemakerzy doskonale trzymali tempo, podnosząc na duchu, mobilizując do nie odpuszczania okrzykami i konwersacjami  Czasami ktoś opowiedział dowcip, ktoś zaśpiewał lub włączył anegdotę, co rozluźniało i rozładowywało napięcie. Po drodze co chwila mijało się strefy kibica, gdzie ochoczo dopingowano maratończyków oklaskami, śpiewem, skandowaniem, grą, przybijaniem piątki i zwracaniem się po imieniu „Dasz radę, jesteś super…!” Kibice tego dnia, też walczyli o nagrodę za najlepszy doping.

Dla maratończyka każde słowo otuchy, słowo wsparcia jest bardzo ważne. Często właśnie uśmiech czy życzliwy komentarz nieznajomego pozwala zapomnieć o bólu, zmęczeniu i zamiarom poddania się. Również doskonałe zaopatrzenie punktów żywieniowych, radosne uśmiechy wolontariuszy i zaplecze sanitarne, dały poczucie komfortu w nieoczekiwanych wypadkach ;p. Dzięki ogromnej ilości uczestników, atrakcji zapewnianych przez kibiców i malowniczości trasy, czas mijał bardzo szybko. Sabotujące myśli były tak naprawdę zagłuszane przez oprawę maratonu. Ok godz. 10:00 wyszło piękne słońce, które dało każdemu dodatkowej energii. Ostatnie 15 km okazały się już mniej sprzyjające ze względu na lekkie wzniesienia, które może nie były ekstremalne, ale przy zmęczeniu były mocno odczuwalne. W środowisku biegaczy mówi się, że ok 29-35 km można spotkać się z tzw. „ścianą”, czyli odczuciem, kiedy ciało się odmawia posłuszeństwa. Niektórzy rezygnują, inni maszerują na zmianę z biegiem, jeszcze inni po prostu idą pieszą do mety.

         Nasze dzielne lisy wytrwały w założeniach do samego końca. Jednak każdy z nas najboleśniej odczuł ostatnie 4 km. Kiedy ciało krzyczy dość, umysł mówi „nie odpuszczaj” a serce radośnie widzi metę, na ostatnich kilometrach ulega się pokusie ucięcia czasu, powalczenia jeszcze do ostatniego tchu, „urwania” kilku sekund do życiówki. Dlatego też, większość maratończyków pędzi już nie na nogach, ale duchem walki, wyłączając zmęczenie. Nie jest łatwo, ale jest wszystko jedno, bo i tak koniec ;-). Każdy z nas szczęśliwie i z dumą przekroczył metę, gdzie czekali na nas nasi klubowicze – kibice: Edyta, Patrycja z córką i Sylwia z córkami oraz Marcin. Najpiękniej triumfował Sebastian dobiegając w towarzystwie swoich pociech.

        

47 Maraton Warszawski okazał się dla reprezentacji Lider Winnica bardzo owocny. Każdy z zawodników osiągnął swój osobisty rekord życiowy na dystansie królewskim oraz pierwszy raz w barwach klubu pobiegła kobieta. Choć zmęczenie było ogromne i ból jednak nieco dokuczył, już planujemy kolejne wspólne starty w maratonie. Bo sukces napędza, a apetyt na rekordy rośnie.

Nasze wyniki:

Paweł Wiśniewski – 2:58:46 – rekord życiowy w nowym rozdaniu (02:51:52 rekord z dawniejszych lat)

Jacek Bryśkiewicz – 3:04:42 – rekord życiowy (poprzedni 3:04:56)

Mariusz Kucharczyk – 3:15:56 rekord życiowy (poprzedni 3:24:28)

Agnieszka Gozdan – 3:48:54 rekord życiowy, debiut w barwach Lidera Winnica, pierwsza Kobieta Maratończyk (poprzedni rekord osobisty 3:59:58)

Sebastian Sieńkowski – 3:53:32 rekord życiowy (poprzedni rekord 3:57:33)

Dziękujemy naszym kibickom za piękne powitanie, Prezesowi za support na trasie, sponsorom za transport oraz naszym bliskim za wyrozumiałość i wsparcie w naszych sportowych wyzwaniach.

         Za rok wracamy w większym składzie i po kolejne rekordy.

Relacja filmowa:

Galeria:

Serdecznie podziękowania dla naszych partnerów, dzięki którym możemy realizować nasze sportowe zmagania:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *