278

W dniu 29.09.2024 r odbył się 46 Maraton Warszawski. W samym biegu Martońskim (był również bieg na 10 km) wzięło udział ponad 7000 Biegaczy. Wśród nich było również 4 Biegaczy z Lidera Winnica. Jacek Bryśkiewicz, Mariusz Kucharczyk, Kamil Chojnacki i debiutujący na tym dystansie Sebastian Sieńkowski. Razem z nami na Maraton wybrali się kibice Marcin, Sylwia i Natalia.

Jak każdy wie Marton to trudny dystans, który dostarcza wiele emocji w trakcie biegu oraz euforie na mecie. Nasi zaowdnicy pokazali hard ducha zarówno w okresie przygotowawczym jak i na samym Maratonie. Poniżej przedstawiamy wyniki oraz szczere relacje z zawodów każdego z biegaczy.

Imię i NazwiskoWynik nettoUwagi
Jacek Bryśkiewicz03:05:3236 sek gorzej od rekordu życiowego
Mariusz Kucharczyk03:24:2812 min lepiej od poprzedniego rekordu życiowego
Sebastian Sieńkowski03:57:33Udany Debiut
Kamil Chojnacki03:58:27Udany powrót do startów maratońskich

Relacja naszego debiutanta Sebastiana Sieńkowskiego:

Lekcja pokory.

Pomysł żeby wziąć udział w maratonie przyszedł spontanicznie i niespodziewanie. Na fali przyjemnego może i dobrego biegania Jacek powiedział, że zaczyna przygotowania do maratonu. Od razu pomyślałem, że lepszej okazji może nie być i postanowiłem dołączyć do treningów. Cykl treningowy okazał się bardzo intensywny co w połączeniu z dużą ilością pracy w pewnym momencie wydawało się, że jest stagnacja, a może i regres w formie. Pojawiło się zwątpienie i myśli, że chyba trzeba odpuścić. Przemyślałem to na spokojnie i doszedłem do wniosku, że walczę o to do końca, skończę cykl treningowy i zobaczymy z jakim efektem. Dodatkowo trener Jacek polecił mi trochę „zwolnić” i biegowo i w pracy. To dało bardzo dobry efekt, dalej było ciężko, ale zacząłem wierzyć w siebie. Może i za bardzo, ale o tym na końcu.

               Plan na maraton był prosty start na 3h 30 min. Po tym jakie treningi wykonywałem i co powiedział Jacek w mojej głowie było to realne. Na parę dni przed już nie mogłem się doczekać startu. Niestety na dwa dni przed pojawiło się gorsze samopoczucie. Odpoczywałem, wygrzewałem się i czekałem. W dniu startu wstałem w dobrej formie pozytywnie nastawiony. Wyszedłem w samej bluzie i nawet nie czułem, że było 6 stopni, adrenalina już chyba działała. Dobra do brzegu, pojechaliśmy czterech maratończyków i fotoreporter, przebieranie, szybka rozgrzewka i START! Nie było czasu się zdenerwować. Dobra już biegnę pierwsze kilometry mijają dosyć szybko, jest dobrze. Doping na pierwszych kilometrach jest super, patrzę na zegarek czas na żel wchodzi jeden, a zaraz już drugi. Na trasie kibicuje mi i chłopakom Sylwia i Natalia. Daje mi to dodatkowego kopa jak je widzę. Jest super ale do czasu. Na 27 km nie wiem co się stało, ale poczułem, że jest coś nie tak. Siła spadła, zwolniłem. Zwolniłem bardziej, ale w pewnym momencie nie miałem sił biec, do tego pojawił się ból ud i stóp. Nie byłem w stanie biec wolniej, musiałem łączyć to z marszem. Byłem wściekły i bezradny zostało tyle kilometrów, a tu taka sytuacja. Musiałem pogodzić się, że to nie będzie rewelacyjny start. Trzeba ratować co się da. Desperacja była taka, że każdy punkt z wodą, izotonikiem i cukrem był odwiedzony. Ból narastał, a razem z nim bezradność i złość. Tak do  39km spojrzałem na czas przeanalizowałem, że żeby załam chociaż 4h muszę teraz biec do końca. Wolno, ale biec. Udało się ostatkiem sił i z wielkim bólem dotarłem na metę. Pomimo niepowodzeń pojawiła się radość zaraz za mną dobiegł Kamil i mogliśmy razem już się cieszyć UKOŃCZENIEM MARATONU! Czas 3h 57 min 33 sek.

               Cieszę się że udało się przebiec maraton. Bardzo duży żal mam, że z takim wynikiem. Ten żal przekuwam w złość i szykuję się na kolejną bitwę. Następnym razem jeszcze lepiej się przygotuję.

Relacja Kamil Chojnackiego:

Maraton Warszawski- Maraton na spontanie Kolejna duża impreza za nami. Warto to podsumować żeby zobaczyć jak minął kolejny etap oraz na czym się stoi. Nie będzie to pozytywne podsumowanie. Półtora roku biegania po ok 5 letniej przerwie. Planem było wrócić do tempa z dawnych lat. To nie wyszło. Ostatnie 3-4 miesiące to stagnacja, mocne bieganie, brak progresu i rozpadająca się psychika. Nawet zmniejszenie temp mało dało. Zrobiłem z chłopakami plan maratoński w 50%. Chciałem przebiec maraton, ale wiedziałem, że nie jestem do niego przygotowany tak jak bym chciał. Chciałem być z chłopakami na tej imprezie po zrobieniu przez nich tak doskonałego planu. 2 tygodnie przed ciągłe wachanie biec czy nie. Ciągle układałem w głowie plan na maraton, kiedy będzie ściana, co zacznie pierwsze boleć, na którym kilometrze. W piątek o godzinie 20 dwa dni przed zapisałem się. Cel złamać 4h. niedziela-maraton Do 16 kilometra spokojnie. Nawet szybciej ok 10 sekund niż zakładałem, dobrze się czułem w tym tempie. Na 16 zaczęły mnie ciągnąć łydki z którymi nigdy nie miałem problemu. 18 kilometr widziałem Natalie i Sylwię przy dworcu gdańskim, to był ostatni moment kiedy wszystko było ok. Na półmaratonie ostra walka o utrzymanie tempa które od 25 kilometra zaczęło spadać. Od 30-32 kilometra włączyłem kalkulator w głowie aby siły rozkładać tak aby nie schodzić poniżej 6:00. Co dawało złamanie 4h. Przed biegiem gdy układałem plan maratonu przygotowywałem głowę tak aby nie poddać się na końcu, aby walczyć o każdą sekundę. To był najważniejszy moment. Dałem radę. Oficjalny czas netto 3:58:27. Około 17 minut gorzej niż debiut 7 lat temu.

Relacja Mariusza Kucharczyka:

I w końcu doczekliśmy, się  – ostatnie kilka miesięcy to były godziny spędzone na treningach przygotowawczych do królewskiego dystansu. Tygodnie dzień po dniu wspólnego zmagania się z truda mi naszych poranny treningów przygotowały nas mentalnie jak również oczywiście siłowo, jest moc . Wielokrotne wspólne dyskusje na temat strategii i założeń podczas biegu sprawiły, że z dnia na dzień rósł apetyt na osiągnięcie dobrego wyniku. Finalnie dzięki sugestiom doświadczonych kolegów postanowiłem zmierzyć się z próbą łamania 3:20 minut na dystansie 42.195km. Na początku w głowie był to praktycznie niewyobrażany wynik, ale…. Chłopaki robili robotę i programowali i oswajali mnie z tą myślą…, dzięki Panowie !!!.

I mamy niedzielny poranek. Mocno chłodny poranek, temperatura w okolicach 7 stopni. Krótka rozgrzewka i każdy ustawia się w swojej grupie czasowej. Ustawiam się grupie podążającej na wynik 3:20 minut i ruszam wspólnie z całą grupą. Pierwsze kilometry spokojne – przecież do tego mocno trenowałem wiele tygodni, jak ma być inaczej, dwunasty kilometr poleciał pierwszy żel i … no, właśnie nie podszedł za bardzo, ale koncentruje się na biegu i jakoś to leci. Bieg z peacemaker-em to jak dla mnie duży komfort nie pilnuję w ogóle zegarka tylko bieg… 24 kilometr i kolejny żel – ten wchodzi lepiej, ale obawy już były. Bieg bardzo równy co prawda co chwila mam wrażenie, że jednak trochę się wspinamy, nie jest tak płasko. Jak to w grupie od 10 km jeden z zawodników wymyślił zabawę na odliczanie kto biegnie na 3:20 i tak sprawdzał grupę co każde 10 km sprawdzając liczebność grupy, czy ktoś nie odpada. Bieg układał się książkowo, równe tempo, równy oddech, po przemyśleniu podjąłem decyzję nie spożywać kolejnego żela. Stwierdziłem, że dowiozę wynik do końca, niestety to moje przekonanie zostało zweryfikowane na końcu 36 km. Zaczęły się pierwsze problemy jakoś tak niby nic, ale grupa zaczęła delikatnie uciekać, a nogi nie bardzo chciały szybciej podawać. Po kilkuset metrach to już nie było delikatne urwanie się grupy tylko zaczęli się wyraźnie oddalać – tu weszła kontrola zegarka i zdziwienie, że nie jestem w stanie wrócić do założonego tempa. Rozczarowanie, ale zapamiętałem słowa Jacka jak nie dajesz rady dociągnąć założonego tempa to walcz o kolejny cel, szybka decyzja: 3:20 już uciekło, ale można powalczyć jeszcze o wynik 3:25, jazda ….Ostatnie 5 km dystansu to było odliczanie, oszukiwanie głowy, próby zrywów, ale to już był bieg na dokończenie. Zakwaszenie nóg nie pozwoliło nawet na jakiś większy zryw w końcówce, ale finalnie osiągnąłem życiowy wynik 3:24:28. Walka była do końca, było warto… Bieg ukończony.. Dzięki Panowie z LIDERA za te wspólne treningi, poranne może lepiej napisać praktycznie nocne zrywanie się na treningi jak również to wzajemne motywowanie się. W grupie siła….

Relacja Jacka Bryśkiewicza:

9 lat minęło kiedy znów moglem na tym poziomie zmierzyć się z maratonem. Koniec 2017 roku, aż do połowy 2023 to lata bardzo słabej formy biegowej. Opadałem w dół z wynikami, mimo że cały czas biegałem to jednak nie było tej motywacji i werwy do wyników. W połowie czerwca 2023 zdecydowałem się na współpracę z trenerem Krzysztofem Szymborskim. I to był punkt zwrotny w moim treningu. Krzysiek odznacza się tym, że przygotowuje zawodników na wyniki, ale nie na już, przygotowuje Cię na to żebyś w dłuższym okresie czasu mógł nadrobić swoje zaległości i później bez kontuzji przez lata mógł trenować i startować z dobrymi wynikami. Sezon 2023 zakończyliśmy niezłym wynikiem na 10 km 39:11, zima przepracowana dobrze, ale niestety psycha nie funkcjonowała jak trzeba i większość startów 2024 była słaba. I tu kolejny plus trenera, cierpliwość i wiara, że się uda, trzeba tylko analizować i próbować powoli naprawić to co jest złe. W czerwcu zdecydowaliśmy, że startujemy w maratonie, od ręki zaczęliśmy bardzo intensywny plan maratoński. Lipiec sierpień i wrzesień przepracowany prawie w 100%. Planując start w czerwcu miałem zamiar zbliżyć się do wyniku 3:10. Jak się później okazało mocny trening i ciągłe ciskanie po 100 km tyg na wysokich prędkościach to jest to co BryBry lubi najbardziej. Forma w oczach zaczęła rosnąć. Tuż przed Maratonem w głowie miałem już start na życiówkę czyli złamanie 3:04:54. Ostatnie dni na tyle optymistycznie mnie nastawiły (oraz rozmowy z kolegami biegowymi), że postanowiłem atakować 3h, wóz albo przewóz. Jak się uda będzie szampan jak nie to i tak będzie solidny wynik. I tu zaczyna się dzień maratonu. Ekipa Lidera Mariusz , Sierżant i Włóczykij- Maratończycy, Prezio motywator, pomoc, poganiacz, Prezio Tv oraz Kibice Natalia i Sylwia. Ruszamy w bój. Krotki opis maratonu. Pierwsze 18-19 km zgodnie z planem czyli początek wolniej do 8 km gdzieś po 4:20 a potem przyspieszamy do 4:15. Szło naprawdę nieźle. Pierwsze sygnały, że to jednak będzie naprawdę trudno dostałem na 21 km. Lekki skurcz w dwugłowym, przepowiadał wojnę. Przestałem przyspieszać i próbowałem utrzymać tempo około 4:20. I do 35 km biegłem na wynik 3:02-3:03. Fajnie byłoby to dowieźć. Niestety 35-36 km tak dał mi w kość, że miałem serdecznie dość tego maratonu. Ale wiadomo nie poddajemy się i mimo spadającego tempa ciągle i ciągle próbujemy dowieźć do końca wynik. To jest podstawa mentalu biegacza. Jest moment w którym nienawidzisz biegania, ale musisz to dowieźć do końca. Ostatnia prosta dość mocna i mamy finisz. Jest radość z ukończenia , bo uważam że zawsze trzeba się cieszyć z ukończonego maratonu. Nawet jakby poszedł Ci najgorzej, ale jeśli go ukończysz bądź z siebie zadowolony. Zrobiłeś niesamowita rzecz. Mój wynik końcowy 3:05:32 o 36 gorzej niż życiówka. Czy jestem zły? Nie absolutnie nie. Cieszę się, że udało mi się wrócić na ten poziom biegania i walczę dalej . W końcu to podróż jest celem. Dziękuje wszystkim kompanom za wspólny start, i kibicom naszym za dodawanie otuchy. Dziękuje jeszcze raz Trenerowi Krzyśkowi za wiarę we mnie i rozsądne podejście do treningu. Gonimy dalej , zabawa trwa.

Serdecznie podziękowania dla naszych partnerów, dzięki którym możemy realizować nasze sportowe zmagania:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *